Planowanie posiłków vs rzeczywistość

Planowanie...

Postanowiłam zacząć planowanie obiadów, ponieważ śniadania i kolacje jadamy osobno, i każdy to na co ma ochotę. Wkurzała mnie ilość wyrzucanego jedzenia, tym bardziej, że niby cały czas się oszczędza. 
Pierwszym krokiem, który chyba większość z nas podjęła przy takich próbach, było czytanie i jeszcze raz czytanie jak się do tego zabrać. Magiczny internet podpowiada, by najpierw zużyć zapasy, które posiadamy. 
No cóż pobiegłam do kuchni w towarzystwie kartki i ołówka i zaczęłam spisywać... Zaczęłam od rzeczy suchych - makarony, ryże, kasze, mąki, otręby, płatki itp. Można się przerazić ile tego jest w szafkach, napoczętych albo i nie. Zdarzyło mi się nawet, że doliczyłam się kilku paczek ryżu, otrębów i makaronów (każdy w połowie zużyty). No ale ok, idąc na zakupy zawsze myślałam, że przecież chyba się kończy i chyba się przyda ;)
Kolejny krok - przetrzepanie lodówki. 
Wędlina sery ok, zjada się na bieżąco. Ale kwestia słoiczków, dżemów itp znów mnie zastanowiła. Tym bardziej, że to słoiczki ze spiżarki mamusi. Zapas zrobiony a w lodówce miejsca nie ma. Postanowione zużywać na bieżąco, braki uzupełniać. Jogurty, mleko też zapasy. A potem te jogurty trzeba jeść bo termin ważności się kończy. Na koniec zamrażarka...
Najwięcej mimo wszystko zawsze się wyrzuca owoców i warzyw. Zamiast kupować mniej a świeże, robię kombinacje co na obiad bo to trzeba już zjeść, bo za chwilę wyrzucę. A jak mam wyrzucić to mi źle i niedobrze.
Krok trzeci
Magiczna listę już posiadam, pól sukcesu (tak mi się wydaje). Patrzę co trzeba zużyć w pierwszej kolejności i odhaczam. Biorę mój mądry przepiśnik, wertuję, najpierw po potrawach ulubionych i wymagających mniej wysiłków:) 
Krok czwarty
Robię listę na tydzień i zadowolona z siebie przystępuję do realizowania swoich planów. Idę na zakupy, dokupuję, to czego mi brakuje, aby stworzyć piękne menu na tydzień. 

Wytrzymałam tak miesiąc i okazało się, że ten plan, jakże rewelacyjny, rewelacyjny wcale nie jest.
Pierwszą rzeczą jaka zaburzyła mój rytm były niespodziewane wyjazdy i obiady poza domem, a przecież w lodówce czekają pyszne produkty na obiadek... dzień się przesuwa. 
Kolejna rzecz to obiadki u teściowej i rodziców, znów dzień wypada, a zapasy są. Ale najlepsze są tzw. "wałówki" od rodziców, najlepiej na dwa dni, żebym nie musiała gotować. I magiczne koło się zamyka. Znów za dużo zapasów w domu i znów wyrzucanie. Szlag mnie trafiał, no bo jak to? Tyle wysiłków, lista zakupów, planowanie a i tak się jedzenie marnuje.
I tak moje planowanie musiało zostać okrojone przez życie;D mam stałe produkty, których używam na bieżąco, ale kupuje je wtedy kiedy się kończą. Plan obiadów na tydzień jest okrojony na 4 posiłki i to się sprawdza dużo lepiej. Kiedy nam coś wypadnie już się nie stresuję, że w domu przecież jest tyle żarcia. Kiedy zaczynam widzieć światełko w lodówce, wiem, że jest pora na "większe" zakupy. No bo przecież pieczywko i zachciewajki i tak są kupowane non stop.

Jeden z przepisów, gdzie można wykorzystać resztę kaszy manny i owoców:

Naleśniki owocowe z kaszą manną (6 szt)
Składniki na naleśniki:
  • 1 szklanka mąki pszennej,
  • 1,5 szklanki mleka,
  • 1 jajko,
  • 1 łyżka cukru,
  • 1 łyżeczka cukru waniliowego,
  • szczypta soli,
  • tłuszcz do smażenia.
Składniki na nadzienie:
  • 1 szklanka mleka,
  • 3 łyżki kaszy manny,
  • łyżka cukru,
  • 10 dag owoców (mogą być mrożone), ja dałam maliny i porzeczki,
  • 1 łyżka wiórków kokosowych.
Ze składników na ciasto usmaż naleśniki. Owoce umyj i wrzuć do rondelka. Dodaj wiórki kokosowe i podgrzewaj, aż owoce puszczą sok. Odcedź je przez sitko. Mleko zagotuj wraz z cukrem, dodaj sok z owoców, dodaj powoli kaszę, cały czas mieszając, aż zgęstnieje. Na koniec dodaj połowę miąższu i dokładnie wymieszaj. Masę rozsmaruj na naleśnikach i zwiń. Udekoruj resztą miąższu z owoców i posyp owocami. Smacznego;)


Komentarze

Popularne posty